środa, 13 września 2017

Tulipanowa Gorączka - romans wśród cebulek kwiatowych

 Witam serdecznie. Skoro pojawia się nowy wpis, to możecie być pewni, że byłam w kinie. I choć drogę powrotną umilały mi strugi deszczu, to nie żałowałam. O czym mowa? Oczywiście o Tulipanowej Gorączce. Naczekałam się na to wręcz nieokreśloną ilość czasu i wręcz żałuję tylko, że przez ten czas nie wzięłam do rąk książki na podstawie której ten film powstał.

Justin Chadwick jest znany z takich filmów jak Mendela: Powrót do wolności czy Kochanice Króla (które swoją drogą również bardzo lubię). Niestety, film został bardzo nędznie oceniony przez użytkowników portalu Rotten Tomatoes i raczej wyłożone 25mln dolarów im się nie zwróci. 

Wiadomo, nie każdy musi wszystko lubić. Mnie jednak bardziej zastanawiało, dlaczego premiera była przekładana dwukrotnie, chociaż film w 2016r był już gotowy do wejścia na ekrany kin. Rok przyszło m czekać by zobaczyć go legalnie, a jedyną zasłyszaną przeze mnie teorią o opóźnieniu było to iż… Film jest zbyt kontrowersyjny, że sceny są zbyt śmiałe. Poważnie? Ludzie nazywają kawałek piersi i dwa jęki czymś śmiałym? Na policzek wkradł mi się rumieniec, ale nie czułam potrzeby odwracania wzroku, bo i po co? Ale ok, skoro przecież 50 Twarzy Greya się sprzedaje, to ja przeciętny Kowalski się przecież nie znam.

Trzeba tu zaznaczyć, że romans młodej mężatki z malarzem jest przystankiem początkowym w tej trasie wiodącej przez pożądanie i chęć wzbogacenia się na cebulkach tulipanów. Być może przemawia do mnie jakiś rodzaj chemii pomiędzy Alicią Vikander i Danem DeHaanem. Oddziałuje to na mnie i sprawia, że kupuję to w 100%. Zresztą mamy w obsadzie także Christopha Waltza czy Judi Dench, a to są aktorzy z najwyższej półki. Nawet Zach Galifianakis i Matthew Morrison się sprawdzili. Za to Cara Delavigne, choć sprawdzała się dość dobrze w innych produkcjach, tutaj była po prostu zapychaczem. Tak na marginesie, pamiętacie Lorda Becketta z Piratów z Karaibów? Tak, Tom Hollander też tam jest.


 Trzeba przyznać, że cała otoczka XVII-wiecznego Amsterdamu wyszła twórcom znakomicie. Wszystko wydaje się przemyślane i dokładne. Film jest utrzymany w chłodnej tonacji, co nadaje mu ciężkiego klimatu adekwatnie do rozterek bohaterów. Oczywiście, są również ujęcia w jasnych kolorach, ale jest ich raczej niewiele i odnoszą się raczej do sfery religijnej klasztoru. Jeśli już o kolorach mowa, warto wspomnieć o niebieskim, który szczególnie w pracach Jana odgrywa kluczową rolę, ale nic więcej nie mogę Wam zdradzić. Sam motyw malowideł i sztuki, czyli czegoś co raczej kojarzy nam się z pięknem, jest kontrastem dla dusznego i ciężkiego klimatu występującego w pozostałych scenach. Co prawda, mieliśmy już do czynienia z czymś trochę podobnym w Morderstwie Doskonałym, gdzie bohaterka grana przez Gwyneth Paltrow miała romans z malarzem. Jednak mimo przesłanek, Tulipanowa Gorączka funduje widzowi całkiem zaskakujące zakończenie.


Muzyka autorstwa Daniela Elfmana również się sprawdziła i przynajmniej według mnie na tyle, że po powrocie odpaliłam Spotify, ponieważ musiałam ją znaleźć :P Nic dziwnego, w końcu Elfman należy do grona najlepszych kompozytorów w Hollywood.

 Nie jest to jednak romansidło, gdzie możemy przewidzieć dwa podstawowe zakończenia historii. Ja będąc osobą nie znającą książki zupełnie nie spodziewałam się takiej końcówki. Tulipanowa Gorączka pokazuje do czego mogą doprowadzić własne nie wyjaśnione przez nikogo przypuszczenia, pogoń za bogactwem, żądza, pragnienie posiadania rodziny. Według tej produkcji czasem ktoś zawodzi nas, a czasem my sami popełniamy błąd, którego na początku tak nie postrzegamy. Dlatego też wtrące anegdotkę - należy uważać co się robi i z kim. Na początku czujemy się jakbyśmy znów byli młodzi i mogli wszystko, ale później zaczynamy rozumieć brak logiki naszego zachowania i dochodzi do nas, że krzywdzimy innych z własnych egoistycznych pobudek.


Nie byłabym sobą, gdybym nie wstawiła tu tego trailera od lat 18. Ocenę pozostawiam Wam. Dodam tylko jeszcze, że stałam się posiadaczką książki, na razie ją tylko przejrzałam, ale zapowiada się intensywnie. Intensywnie, to chyba dobre słowo.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz