środa, 14 czerwca 2017

Wonder Woman - siła w postaci kobiety


Jeżeli myślicie, że ostatnimi czasy żadna notka się nie pojawia, bo przyrosłam do kinowego fotela, to nie jesteście w błędzie (tak naprawdę, ktoś wylał na mnie pomyje w postaci sesji, dlatego też mam ogromny poślizg jeśli chodzi o pisanie). Co prawda, najpierw powinnam wspomnieć o The Circle i Piratach z Karaibów, ale zacznę od końca, czyli ostatniej nowości - Wonder Woman.

Tej postaci chyba również nie muszę nikomu przedstawiać. Waleczna Amazonka (stworzona przez psychologa :D) o kruczoczarnych włosach jest zapewne jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci w universum DC Comics, jak też chyba jedną z moich ulubienic, chociaż początkowo moje serce należało do (niespodzianka!) Harley Quinn. Jednak przyznam się szczerze, że filmy ze znakiem DC są znacznie słabsze niż te Marvela - z wyjątkiem Batmana. Nie muszę tu chyba nawet wspominać o fatalnym Suicide Squad - którego promo trwało chyba z pół roku i spodziewałam się petardy, a dostałam co najwyżej zimne ognie.
Jednak sukces Wonder Woman jest niewątpliwy - kolejny film w tym roku, który rozwalił Box Office (w takim tempie ten rok przejdzie do historii pod względem zarobków, mamy przecież dopiero czerwiec), czego skutkiem było podpisanie przez Gal Gadot kontraktu na 2 część.

A no właśnie. Nigdy się nie zastanawiałam, kto by mógł zagrać Dianę, ale muszę przyznać, że Gal spisała się świetnie i pokazała na co ją stać, mimo bycia w piątym miesiącu ciąży (silna kobieta, co nie). Oczywiście nie można odmówić solidnego przygotowania również innym paniom. Sceny walk, specyficzne spowolnienia przedstawiły kobiety jako silne, niezależne osobniki potrafiące zadbać o siebie i innych. Być może miał na to wpływ fakt, że reżyserię powierzono Patty Jenkins, która zapewne miała swoją osobistą wizję dotyczącą całej historii.
Żeby nie było tak monotematycznie i smutno, panowie też mają tam swoje pięć minut. Wprowadzenie męskiej postaci - Stevena Trevora do dotychczas spokojnego życia Wonder Woman skutkuje zabawnymi komentarzami i uwagami, a także niedomówieniami, które mogą się spodobać damskiej części publiczności (uwaga! drogie Panie, scena na łódce - załapiecie o co chodzi :)). Reszta panów jest dość specyficzna, a ilekroć na ekranie pojawiał się David Thewlis, od razu włączało mi się ‚Hej, profesorze Lupin!’

Niemniej jednak komizm sytuacji przeplata się ze smutkiem i cierpieniem będącym wynikiem I wojny światowej. Wraz z Dianą i Stevem podążamy ścieżką okrucieństwa i stajemy się świadkami jak jedna kobieta zostaje bohaterką uciśnionych. Mimo że początkowo córka Hippolity nie potrafi się za bardzo odnaleźć w nowym miejscu, doskonale wie, co jest jej obowiązkiem, co powinna zrobić i mocno stosuje się do swoich własnych zasad. W efekcie udaje się jej pokonać złoczyńcę, ale zanim następuje apogeum rozwścieczenia, to najpierw musi być bodziec (uwaga! kto oglądał Kapitana Amerykę: Pierwsze Starcie powinien zrozumieć moje nawiązanie).

Ogólnie nie mam się do czego przyczepić. Scenografia świetna, muzyka też. Trzeba tu podkreślić, że tak dobrego filmu z pod znaku DC dawno nie było. Patty Jenkins zafundowała nam film złożony w hołdzie dla kobiet. Brakowało nam w kinie takiej silnej superbohaterki, więc w końcu się doczekałyśmy. Wonder Woman posiada wszystkie cechy jakie zapewne posiada większość z nas - siłę, lojalność, dobroć. Jaki z tego wniosek? Każda z nas może być superbohaterką :D