czwartek, 10 lipca 2014

1D było i się skończyło?

Nie, niech was nie zwiedzie tytuł posta. One Direction nie zakończyło swojej działalności. Po prostu ciągle do mnie nie dociera, że już jest po wszystkim. Razem z Księciuniem planowałyśmy to od października zeszłego roku? W sumie to i tak wyszło przypadkiem, bo znalazła się dobra dusza, która mogła załatwić bilety. Od razu mówię: Directionerką bym siebie nie nazwała. Ha, to co tam robiłam? Po prostu ich muzyka jest chwytliwa, dobrze mi się jej słucha, oni sami są śmieszni i chociaż czasem mnie wkurzają, to wyjazdu nie żałuję. Owszem, piosenki te są raczej proste i banalne, nie mają dla mnie żadnej większej wartości (chyba że takie Story of my life), ale trzeba szczerze przyznać, że takie Little White Lies rozpala w środku płomień (kwestia wieku? bo do młodych już na pewno nie należę).
Metro było pełne dziewczynek i może paru starszych osób (nie wspomnę o lotnisku, gdzie to zostałyśmy zlustrowane przed dwie dziewczyny, które w tym roku skończyły podstawówkę - sprawdzone! No hate, naprawdę, po prostu dziwnie się poczułam, a że wyglądały na starsze ode mnie, to myślałam przez chwilę, że cofnęłam się w rozwoju.
Samo wychodzenie na San Siro na górę do była istna mordęga, myślałam, że dusza ze mnie wyleci, wyglądałam jak burak. Śpieszyło nam się na support, a i tak mieli jakieś 1,5h poślizgu, no ale ok, shit happens, bo przecież Luke zgubił spodnie, a ma tylko jedne.
Gdy One Direction już się łaskawie zjawiło na scenie było ciemno, więc zdjęć jako takich nie mam, ewentualnie nagrania (dajcie znać jak coś, to Wam udostępnię). I szczerze? Byłam w szoku, że tak dobrze zaśpiewali, bo naprawdę myślałam, że coś zepsują. Może to też kwestia tego, że to wszystko było nagrywane i to prawie jak egzamin na studiach, musieli go więc dobrze zdać, żeby nie było dramatu, bo Modest by im pensję obciął i nie było by ich stać na nowe Ray Bany hahaha. Niall chyba najwięcej z ich mówił, ale nic nie słyszałyśmy, bo był jeden wielki pisk. Uwiódł mnie jedną rzeczą (wypada to mówić?): ma takie silne ręce, że ja nie mogę, naprawdę tak wymiatał na tej gitarze, że wielki szacun. I ogólnie się wydawał przekochany i miły, nie dziwię się, że laski na niego lecą. Harry jak zwykle miał szmato-ręczniko-pielucho-turban na głowie i robił z siebie frajera, ale nie zapominajmy, że Harry Styles to nie osoba, tylko stan umysłu. Ogólnie każdy coś tam mruknął, ale Zayna nie pamiętam. W sumie śpiewali piosenka za piosenką i nie było czasu na jakieś bardziej szczegółowe interakcje. Tylko podczas You&I przy wersie 'Not even the Gods abobe can seperate the two of us" Louis wcisnął się do kadru obok Harry'ego. Dobra, niby nic takiego, ale ja cieszę się każdą możliwością popatrzenia na nich i moje małe shipperowskie serduszko chciało wyskoczyć z piersi, tak się trzepotało. ♥ Mogli tylko więcej ich pokazywać zamiast tych zygzaków na telebimach, bo tych małych kropek na scenie w ciemnościach to ja nie widziałam z tą swoją ślepotą.
No i Styles jak to Styles robił sobie bekę z ludzi najpierw mówiąc żeby byli cicho, a potem kazał im krzyczeć. Ciekawa jestem, czy jakby kazał się rozebrać, to stadion wypełnił się nagimi dziećmi? Toż to pedofilia!
Co było dziwne, to moje osobiste odczucia. Jarałam się od paru miesięcy, ale na stadionie na koncercie zachowywałam względny spokój. Zupełnie jakbym wyłamywała się z tych ram, jakby coś w głowie mi szeptało "może zwyczajnie jesteś na to za stara?" Hmm, no może. Ale szkoda, że nie jestem jakąś Brytyjką czy coś, bo ogarnijcie: idziesz sobie po Tesco, a tam Horan na warzywnym! Spotkanie czwatego stopnia normalnie.

Ale miałyśmy misję życia. Siedziałyśmy pod hotelem do 1.00 w nocy i nic nam to nie dało, bo zostałyśmy mówiąc brzydko wychujane (przepraszam za wyrażenie, ale inaczej tego powiedzieć to się nie da!). Ludzie planowali tam nawet stać całą noc, aż do niedzieli nikt nie wiedział, gdzie oni byli, a potem kaboom! Okazało się, że byli poza Mediolanem w jakimś Como (homo!) bo pewnie chcieli mieć spokój jak kręcili skoki Stylesa z balkonu do jeziora (boshe, to jest takie hipsta fajne, że aż nie mogę : o czujecie sarkazm?) bo akurat to jest takie ważne do kręcenia! Modestowi się filmów za chciało, ot co! Aaa i sobie poszedł na tą pieprzoną kawę w niedzielę, ha! Dowiedziałyśmy się tego jak wróciłyśmy z niedzielnego koncertu, bo byłyśmy oczywiście na gapę, ale tylko na 5sos, bo miałyśmy iść na przyjęcie, którego nie było, bo niby zaraz po występie mieli się wynieść na lotnisko, ale ktokolwiek widział, ktokolwiek wie! Nikt! Brak paty zapoczątkował depresję nad piwem 8.4% i zamulanie przez pół poniedziałku na via Legnone, podczas gdy się okazało że Harry zadowolony z życia dalej był w Como homo. Agresja została w nocy przelana na kartki papieru, które miałyśmy sprzedawać na Duomo, ale nie wyszło. Mission failed i to nas trochę podłamało, ale to dopiero początek. My nie zamierzamy się poddać tak łatwo.
Z jednego się cieszę - że mega zakochałam się w 5 Seconds of Summer i szczerze to chyba ich występ podobał mi się najbardziej. I nawet fakt, że nam zamknęli metro nie wytrącił mnie aż tak bardzo z równowagi.

Informacje ogólne: pogoda: dziwna. Niby ciepło, ale chmury, słońce uraczyło nas obecnością dopiero w poniedziałek. Komunikacja beznadziejna, zero info, ale dobrze, że Księciunio się na tym zna, bo ja bym pewnie usiadła na krawężniku i zaczęła płakać. Bramki z metra odmówiły wpuszczenia mnie gdziekolwiek, bo biletto trappo lungo! (bilet był za długi, w sensie kartonik, dacie wiarę), ukradli aparat co jest z tego wszystkiego najgorsze, a nasze ciałka pokrywają do tej pory (przynajmniej moje) liczne siniaki wzięte nie wiadomo skąd! Prawie jak na wojnie, chociaż mogę śmiało powiedzieć, że tak się właśnie czułam. Ok, przegrałyśmy bitwę, ale nie cały arsenał bitewny. Kto wie co się jeszcze kiedyś zdarzy.

Mediolan widziałam, nie polecam. Jest brudny w sumie i tylko wybrane ulice można zaliczyć do ładnych (no np tam gdzie było centrum handlowe ze sklepem Louis Vuitton na który mnie nie stać i stać nie będzie, smuteczek). A jesteście ciekawi jak wyglądało San Siro?

                                     

Pozdrawiam serdecznie One Direction i Pana Boba. I SoSów którzy cholera wie kiedy podpisali kontrakt z Modest! Panowie, bardzo ryzykownie.

                                     

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz